Metoda Coca Coli i inne wynalazki

Dawno nie pisałam bo czas wakacyjny. A czas wakacyjny dla antropologa czy biologa człowieka czy jak tam mnie zwał to tak naprawdę czas pracy. I to wytężonej. To ten okres w roku kiedy z Pani biurowej, która większość czasu spędza na wpatrywaniu się w kolumny cyferek z nadzieją na wypatrzenie jakichś istotnych statystycznie zależności, zmieniam się w Panią terenową, po to żeby nazbierać trochę tego nad czym pracować będę cały następny rok.
Właśnie tak było z tymi wakacjami. Od początku lipca do końca sierpnia siedziałam w Beskidzie Wyspowym zbierając próbki moczu. Tak. Wiem. Doskonały sposób na wakacyjny wypoczynek... Ale nie narzekam. Te 860 próbek, które udało mi się uzbierać to moja furtka umożliwiająca mi wejście do przedsionka nieba. Czyli do Katedry Antropologii na Uniwersytecie Yale. Najbliższy rok spędzę właśnie tam, zajmując się właśnie tymi próbkami. I to będzie wielka przygoda!

Ale, ale przecież nie o tym ma być ten post.

Opowiem dziś o antykoncepcji. Z góry zastrzegam, że osoby szukające informacji o tym jak działają tabletki antykoncepcyjne i czy groźne są dla zdrowia oraz czy spiralę wewnątrzmaciczną można znaleźć w głowie własnego dziecka (o czym zapewniała mnie pewna pani), będą lekko zawiedzione. Ten post będzie zupełnie o czymś innym. Do jego napisania zmusiła mnie świetna ksiązka, która ukazała się jakiś czas temu nakładem wcale nienaukowego wydawnictwa Bellona. Natknęłam się na nią zupełnie przypadkiem ale zawartość pochłonęła mnie od pierwszego zdania. "Historia antykoncepcji" autorstwa Any Martos, bo o tej książce mowa, opowiada o tym jak z tym ciężkim tematem radzili sobie nasi przodkowie, od czasów Onana aż po współczesność. Chciałabym tu Wam przedstawić co ciekawsze wyjątki z tej publikacji.

Podobnie jak w reklamach pewnego powszechnie spożywanego napoju ostrzegam:
NIE PRÓBUJCIE TYCH SPOSOBÓW W DOMU!

Krokodyli plemnikobójcy


Najstarsze opisywane środki plemnikobójcze
pochodzą z odchodów krokodyli i słoni
oraz z soku i kory akacji
Ten kto sądzi, że antykoncepcja to wymysł XX wieku jest w głębokim błędzie.
Sposoby zabezpieczania się przed zajściem w ciążę znano i stosowano ponad wszelką wątpliwość już w okresie Starożytnego Egiptu. I od samego początku była to raczej damska sprawa.
Pierwsze teksty odnoszące się do konkretnych metod antykoncepcji (poza stosunkiem przerywanym) datowane są na okolice roku 1850 p.n.e. Odkryto je na egipskich papirusach z czasów XII dynastii. Papirus z Kahun zawierający ginekologiczne receptury i instrukcje, opisuje użycie kulek wykonanych  z krokodylego łajna pomieszanego z miodem, które umieszczać powinno się w pochwie przed stosunkiem. Zastosowanie tego rodzaju specyfiku zapewniało "uśmiercenie" nasienia i zabezpieczać miało przed zajściem w ciążę. Podobną rolę pełnić miały odchody słonia w recepturach stosowanych w późniejszym okresie w Indiach. No cóż, romantycznie specjalnie nie było ale ponoć skutecznie. Okazuje się, że odchody krokodyla zapewniały wystarczającą kwasowość by znacznie ograniczyć żywotność plemników a miód skutecznie klajstrował wejście do macicy.
Tekst nieco późniejszy bo z 1550 p.n.e. opisywał przygotowanie lnianych pasemek namaczanych w sfermentowanym soku z akacji. Głównym składnikiem takiego soku jest kwas mlekowy, który do tej pory stosowany jest jako komponent współczesnych środków plemnikobójczych. Przepis brzmiał jak następuje: "... zmielić wraz z porcją miodu, sukno namoczyć w powstałej mieszance, a następnie umieścić w kobiecym sromie." Pył z gałęzi akacji zalecano również mieszać z miodem i mielonymi daktylami. Powstała w ten sposób słodka pasta skutecznie korkować miała dostęp do macicy.
W dziele Historia Naturalna Zwierząt z ok. 350 p.n.e. Arystoteles przytacza jeszcze inną metodę - smarowanie okolic macicy olejami z drzewa cedrowego i oliwek, zmieszanymi z kadzidłowcem lub maścią ołowiową. Oliwa z oliwek ograniczała ruchliwość plemników a pozostałe składnik zwiększając kwasowość mikstury działały plemnikobójczo.
Oprócz uśmiercania plemników stosowano również metody "umartwiania ich duszy". Starożytni wierzyli, że nasienie posiada duszę, która oddycha i pragnie wydostać się na zewnątrz aby powołać nowe życie. No i można ją było skutecznie dręczyć. Na przykład na Sumatrze, kobiety niektórych plemion stosowały kulki z opium umieszczone wewnątrz pochwy. Osobiście nie jestem pewna, czy rzeczywiście duszę nasienia tym sposobem dało się umartwić. Z pewnością, można było przy jego użyciu ograniczyć ruchliwość plemników. Opium, w zależności od stopnia przetworzenia mogło stanowić gumiastą masę, unieruchamiającą plemniki w pochwie.

Spirala wersja 0.0


Obfitość kształtów współczesnych wkładek domacicznych
Zaczerpnięte ze strony http://www.contrel.be
Czytając tę książkę najbardziej zdumiewający był dla mnie fakt, że ludzie intuicyjnie wyczuwali związek pomiędzy procesem zapalnym a implantacją czyli zagnieżdżeniem zygoty w ścianie macicy. Znajomość tego związku oparta była prawdopodobnie na obserwacjach zwierząt a dokładniej wielbłądów. Arabowie prowadzący w średniowieczu karawany przez pustynie szczególnie dbali o to by wielbłądzice w czasie podróży nie zachodziły w ciążę. Wiadomo, wielbłądzica w ciąży ani nie pracuje dobrze jako transporter ani też jako przyszła matka. Dlatego przy pomocy długiej kaniuli wprowadzali do ich macic różne przedmioty takie jak drobne kamienie czy żwirek. Umieszczenie ciała obcego wywoływało produkcję przeciwciał i reakcję obronną organizmu. A w takiej sytuacji raczej trudno o implantację. Wiedział o tym dużo wcześniej grecki lekarz Hipokrates i dlatego przepisywał aplikowanie do macicy niewielkich kryształków, kawałków kości lub drewna. Z czasem do macic kobiet trafiać zaczęły i inne przedmioty - guziki, końskie włosie albo zwoje srebrnej nitki. Słynny wenecki poszukiwacz miłosnych przygód Giacomo Casanova chwalił się stosowaniem w tym samym celu kulek złota o masie 60 gramów umieszczonych "w głębi świątyni miłości". Przez długie lata oczywiście nikt nie łączył tych metod z ich przykrymi następstwami takimi jak obrażenia wewnętrzne, infekcje i stany zapalne.
Pomysł na domaciczne "wkładki" dotrwał do czasów obecnych. Na jego podstawie powstała spirala wewnątrzmaciczna. Nie powoduje ona już infekcji ale zmienia skład środowiska macicy (dzięki dodatkowi miedzi) co zapobiega zagnieżdżeniu. Może też uwalniać niskie stężenia progesteronu co z kolei powoduje zagęszczenie śluzu szyjki macicy i niemożność przeniknięcia plemników do jej wnętrza. Pierwsza profesjonalna, współczesna spirala została wyprodukowana prawdopodobnie około roku 1928, według projektu niemieckiego lekarza Ernsta Grafenberga.

Ryby, kozy i kondomy


Kondom Tutanchamona z XIV stulecia p.n.e.
wykonany z krowiego jelita. Fot. Gil Polanco
A co z mężczyznami? Z przyczyn fizjologicznych, o których dyskutować specjalnie chyba nie trzeba,
przed niechcianą ciążą zabezpieczać się specjalnie nie musieli. Chronili się za to przed chorobami wenerycznymi za pomocą kondomów. I wygląda na to, że od dawien dawna.
Mówi się, że pierwszym ich słynnym użytkownikiem był niejaki król Minos, legendarny władca Krety. Według przekazów używał on prezerwatyw wykonanych z koziego pęcherza lub rybich płuc już około 1200 p.n.e. Te same źródła podają, że legendarny król nabawił się choroby wenerycznej korzystając z usług pewnej prostytutki. Choć prezerwatyw króla Minosa nikt współczesny nigdy nie widział, namacalnych dowodów na ich istnienie w tak wczesnych okresach historycznych dostarczył grobowiec egipskiego faraona Tutanchamona. Znaleziony w nim przedmiot nazwany kondomem Tutanchamona datowany na lata 1354 - 1345 p.n.e., wykonany był najprawdopodobniej z krowiego jelita i z pewnością nie był używany przez faraona w miłosnych igraszkach z jego małżonką, boską Nefertiti.
Aż do XVIII wieku prezerwatywa stosowana były niemal wyłącznie jako środek profilaktyczny, przez niewielką część męskiej populacji, która mogła sobie pozwolić na jej zakup lub wyprodukowanie. Był to bowiem towar luksusowy, wytwarzany na zamówienie i rozmiarem dopasowany do użytkownika. Tym, który pierwszy użył jej w celach antykoncepcyjnych był ponoć król Karol II Stuart, noszący wymowny przydomek "Nienasycony". Wykonał ją dla niego nadworny lekarz, doktor Condom (lub Cockburn) po to by ukrócić przyrost królewskich bękartów zaludniających tłumnie dwór Karola.
Ostatecznie prezerwatywa uznana została za środek antykoncepcyjny we współczesnym tego słowa znaczeniu dopiero w wieku XX, po wynalezieniu peniciliny, której zastosowanie znacząco ograniczyło zachorowania na choroby weneryczne.

 

Co z tą Coca Colą?



Coca Cola jako środek antykoncepcyjny?
Raczej nie próbujcie.
Plakat reklamowy z 1947 r.
Słyszeliście z pewnością o tym, że Coca Cola świetnie usuwa rdzę ze śrubek i kamień z muszli klozetowej. Ale kto słyszał, żeby ten popularny napój stosowany był jako środek antykoncepcyjny? Otóż wydaje się, że w katolickich szkołach żeńskich Puerto Rico metoda irygacji tym napojem zrobiła prawdziwą furrorę. Na tyle dużą, że zainteresował się nią naukowo zespół dr Deborah Anderson z Harwardzkiej Szkoły Medycznej. Według słów badaczki irygacje Coca Colą stały się częścią antykoncepcyjnego folkloru na przełomie lat 50tych i 60tych, kiedy inne środki były trudno dostępne dla młodych dziewcząt. Krążyło przekonanie, że kwas ortofosforowy i węglowy zawarty w napoju ma działanie plemnikobójcze a jego skuteczność dodatkowo podnosi intensywne wymywanie spermy pod naporem mocnego strumienia mocno wstrząśniętej butelki. Przyszłoby to Wam do głowy?
Aby potwierdzić (lub obalić) skuteczność metody Coca Coli zespół Anderson dokonał eksperymentu, w którym pobraną od zdrowego ochotnika próbkę spermy podzielono na małe porcje i poddawano działaniu różnych odmian Coli. Obserwowano ruchliwość plemników w porcjach nasienia po jednej minucie kąpieli w napoju. Wyniki opublikowane w roku 1985 w New England Journal of Medicin zdawały się potwierdzać antykoncepcyjny efekt Coli. Wszystkie rodzaje Coli znacząco ograniczały ruchliwość plemników a najskuteczniejszą w tej mierze była Cola dietetyczna.
W dwa lata później przeprowadzono badania ponownie. Tym razem wyniki mogły nieco zasmucić producentów i użytkowników Coli. Zespół naukowców z Tajwanu na łamach Human and Experimetal Toxicology stwierdził, że możliwości napoju w dziedzinie uśmiercania plemników są bardzo mocno ograniczone i nieporównywalnie mniejsze w stosunku do profesjonalnych środków plemnikobójczych.  Oba zespoły badawcze uhonorowane zostały IgNoblem z chemii za dokonania na polu weryfikacji możliwości plemnikobójczych Coca Coli w roku 2008.
Komu wierzyć, orzec trudno...

Cytowana literatura:

Ana Martos Historia antykoncepcji, wydawnictwo Bellona, Warszawa, 2012.


Umpierre, S. A., Hill, J. A., & Anderson, D. J. (1985). Effect of Coke on sperm motility The New England journal of medicine DOI: 10.1056/NEJM198511213132111  

Hong, C. Y., Shieh, C. C., Wu, P., & Chiang, B. N. (1987). The spermicidal potency of Coca-Cola and Pepsi-Cola Human and Experimental Toxicology DOI: 10.1177/096032718700600508

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy wpis, dziękuję i jeszcze raz serdecznie gratuluję Stypendium!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Mam nadzieję spotkać Cię na miejscu :)

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o Coca Colę, to środkiem czynnym byłby jeśli już kwas fosforowy dodawany do tego napoju. Kwas węglowy (powstający przez nasycenie napoju dwutlenkiem węgla) jest zdecydowanie za słaby i nietrwały, żeby mógł mieć jakikolwiek wpływ.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię historyczne fakty :) Świetny post . Dołączam do obserwujących :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. A książka to naprawdę powalający spacer po innej historii ludzkości.

      Usuń
  4. Jaki kapitalny blog! Co się dzieje, że od zeszłego roku nic nowego się nie pojawiło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka przebywa w Stanach na stypendium Komisji Fulbrighta. Wraca niedlugo i obiecuje sie poprawic!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Owuluję czy nie owuluję? Oto jest pytanie...

Efekt borsuka czyli czy można zajść w ciążę w ciąży?

Ratunku, mój cykl nie trwa 28 dni !!!