Hormony, wybory i rozwiązłe kobiety
Opadł już pył ze studyjnych pól bitewnych po zaciekłej walce kandydatów na prezydenta RP. Wybory za nami. O ich wynikach nie będę tu pisać, bo to blog o nauce, a nie o polityce. Ale a propos wyborów, przypomniał mi się wykład, który przygotowałam na II Szkołę Wiosenną Psychologii Ewolucyjnej organizowaną przez Instytut Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Jak się pewnie domyślacie, był to wykład poświęcony zależności pomiędzy zmieniającymi się stężeniami hormonów cyklu menstruacyjnego a zachowaniami kobiet. Przygotowując się do niego postanowiłam pogrzebać trochę w literaturze, by wyłuskać najbardziej soczyste kawałki. Natknęłam się przy tej okazji na "zdumiewające" wyniki, o których postaram się pokrótce tu opowiedzieć. A co to ma wspólnego z wyborami? Dojdziemy do tego. Po kolei…
Psychologia Ewolucyjna wersja pop
Źródło |
Psychologia ewolucyjna to nauka, która stara się wyjaśniać zachowania człowieka w kontekście teorii ewolucji. I w sumie to według mnie jest git, bo specyficznie ludzkie cechy, zarówno te strukturalne (wielkość i kształt ciała oraz poszczególnych jego części, jego anatomia i fizjologia) jak i te behawioralne (związane z zachowaniami) powstały na drodze ewolucji jaką niewątpliwie nasz gatunek przeszedł odkąd "zdecydował" lekko odłączyć się od swoich kuzynów (około 6 mln lat temu). Problem polega na tym, że hipotezy stawiane w zakresie paradygmatu psychologii ewolucyjnej są trudne, a czasem wręcz niemożliwe do zweryfikowania. Psychologowie ewolucyjni twierdzą, że predyspozycje do określonych zachowań wyewoluowały jako przystosowania do uwarunkowań, w których żyły pierwotne grupy ludzkie. Wydaje się, że w warunkach podobnych do tych pierwotnych mogą żyć nieliczne już grupy afrykańskich i południowo-amerykańskich łowców-zbieraczy (hunter-gatherer), jednak ogólnie nasze pojęcie w tym zakresie jest niestety dość mgliste. Psychologowie ewolucyjni dowodzą także, że cechy takie jak płeć, kanony piękna czy role płciowe są uniwersalne, w dużej mierze biologicznie zdeterminowane i jednakowe dla wszystkich ludzi na całym świecie. Niemal zupełnie odrzucają przy tym rolę kultury i zasobności środowiska jako czynników, który kształtować mogą te cechy. Nie muszę chyba wspominać, jak wielu ludzi takie stanowisko mocno wkurza i z kim w związku z tym przedstawiciele tej nauki toczą niekończące się dyskusje.
Istnieje też całkiem spora grupa psychologów ewolucyjnych, którzy wychodząc z założenia uniwersalności predyspozycji behawioralnych, wzięli na warsztat niezwykle wąską grupę społeczną a mianowicie, młodych, białych, bogatych i dobrze wykształconych (WEIRD - Western, Educated Industrialized, Rich, Democratic). Powód jest prozaiczny - szybki dostęp do dużej liczby badanych i niskie nakłady finansowe (wystarczy obiecać studentom dodatkowe punkty na kursie albo kupon na kawę a z pewnością pojawią się na badaniach). Literatura jest więc pełna badań spektakularnych efektów i związków, które zademonstrowano głównie na WEIRD, i których nigdy nie zweryfikowano na żadnej innej populacji. Moim ulubieńcem jest ostatnio artykuł poświęcony analizie gry w "kto wypije najwięcej" w perspektywie ewolucyjnej. Pop-science pełną gębą!
Pop psychologia ewolucyjna kobiecych wyborów politycznych
Obamokres. Źródło |
W tę samą grupę badawczą celowała praca wydana w roku 2010 przez psychologa z Michigan State University Carlosa Navarette i współpracowników, która szerokim echem odbiła się w mediach. Donosiła między innymi, że im kobieta bliżej owulacji tym bardziej skłonna była głosować na przystojnego kandydata amerykańskiej partii demokratycznej Baraka Obamę. A dlaczego? Bo oczywiście im bardziej jest płodna tym większą ma chętkę na przystojnego mężczyznę o wysokim statusie, który zapewni jej dzieciom nadzwyczajne geny (choć z opieką ojcowską już gorzej). Sześćdziesiąt dwie kobiety w wieku 18-22 lat zadeklarowały, na którego kandydata zagłosują a ich płodność określono na podstawie dnia cyklu, w którym znajdowały się w momencie wypełnienia kwestionariusza. Wynik? Siedem procent zmienności w dokonanych wyborach można było wyjaśnić za pomocą czynnika płodnościowego.
Praca, którą tak się "zachwyciłam" i którą udało mi się wyguglować w trakcie przygotowywania wykładu należy do podobnego nurtu. Jej autorką jest Kristina Durante profesorka marketingu na Uniwersytecie Texas wraz ze współpracownikami. Jeśli przyjrzeć się w ogólności jej artykułom to sugerują one, że kobiety nie posiadają niemal żadnych stałych cech zachowań, bo wszystkie kontrolowane są przez owulację, począwszy od kupowania kiecek a skończywszy na wybieraniu prezydenta. W tym konkretnym artykule z 2013 roku autorka idzie w swoich rozważaniach jeszcze dalej niż poprzednicy twierdząc, że nie tylko polityczne przekonania, ale i poglądy religijne można przypisać fluktuującym hormonom i owulacji. Twierdzi więc, że ponieważ kobiety "polują na dobre geny" i są bardziej skłonne do "skoków w bok" w trakcie owulacji ich poglądy religijne będą się zmieniać tak by takie skoki w bok umożliwiać - czyli kobiety w okresie owulacji powinny być mniej religijne i reprezentować bardziej liberalne poglądy polityczne niż kobiety poza płodną fazą cyklu. Dodatkowo, czynnikiem moderującym tą zależność miał być status matrymonialny badanej: w trakcie owulacji samotne kobiety powinny być mniej religijne i bardziej liberalne, a kobiety w długotrwałym związku bardziej religijne i konserwatywne. Tym razem zaproszono do badania nieco większą grupę 502 kobiet. Poproszono je o zadeklarowanie dnia cyklu menstruacyjnego, a religijność i przekonania polityczne zmierzono przy pomocy odpowiednich kwestionariuszy. Wyniki zdawały się potwierdzać stawiane hipotezy.
Ile z tego prawdy?
Sęk w tym, że ani Navarette ani Durante nie badali rzeczywistych wyborów. Deklaracje, zwłaszcza te dokonywane w sporym dystansie czasowym w stosunku do wyborów znacząco różnią się od rzeczywistych wyborów o czym boleśnie przekonał się niedawno co najmniej jeden kandydatów na prezydenta RP. Nie badano również rzeczywistej płodności kobiet a jedynie (sądząc z dosyć mętnego opisu) wyznaczono ją orientacyjnie według metody odliczania od końca 28-dniowego cyklu. W telegraficznym skrócie przyjmujemy według tej metody, że cykl trwa 28 dni, faza lutealna jest niezmienna i trwa 14 dni, więc owulacja przypada gdzieś między 13 a 15 dniem. O zmienności w długościach trwania cyklu oraz o rzetelności i wiarygodności tego typu metod pisałam już wcześniej tutaj. Nie wiadomo także jaki mechanizm fizjologiczny miałby zmieniać preferencje kobiet. Czyżby gwałtowny spadek stężenia estradiolu poprzedzający owulację powodować miał gwałtowny spadek religijności? Wreszcie, tak naprawdę nie badano żadnej fluktuacji. Żadna z badanych kobiet nie odpowiadała na te same pytania dwa razy w trakcie cyklu (faza płodna vs pozostała część cyklu). Porównano jedynie wyniki różnych kobiet, które zmierzono w tych dwóch punktach czasowych.
Samo założenie o zmianach przekonań wszelkich, chęci "skoku w bok" czy też poszukiwaniu super samca w okresie owulacji, tak by zapewnić sobie genetyczny materiał "prima sort" a przez to wysoki sukces reprodukcyjny wydaje mi się mocno naciągane. Po pierwsze, to co rzeczywiście ma ogromne znaczenie dla perspektywy urodzenia i wychowania dziecka, to dostęp matki do zasobów energetycznych. Nie odchowa dziecka ta matka, która nie jest w stanie zapewnić sobie dosyć energii by pokryć zapotrzebowanie rozwijającej się ciąży, a potem trwającej i kilkadziesiąt miesięcy (jak w przypadku plemion zbieracko-łowieckich) laktacji. Nawet najlepsze geny mężczyzny nie zapewnią dziecku przetrwania w tym kontekście. Po drugie, biorąc pod uwagę, że preferencje takie ewoluować by miały w warunkach zbliżonych do paleolitycznych, w których śmiertelność niemowląt i małych dzieci sięgała ponad 50%, każdy mężczyzna (i każda osoba w ogóle), który w tamtym czasie dożył do okresu reprodukcji musiał być nosicielem dobrych genów. Geny te we wczesnym dzieciństwie pomogły mu uniknąć zagrażających życiu infekcji, zatruć pokarmowych, jadowitych węży i owadów oraz wielu podobnych pułapek czających się w środowisku.
Brak zależności pomiędzy poglądami konserwatywnymi a płodnością w cyklu. Scott & Pound, 2015 |
Ale nawet przyjmując te założenia pozostaje jeszcze jeden problem. Statystyczny. Jeśli policzyć przy pomocy odpowiednich testów, jak duża powinna być próba badanych, żeby rzetelnie udokumentować wynik opisany w badaniu Navarette i współpracowników wychodzi nam, że 2200 kobiet, a autorzy zaprosili do badania 62. Liczby mówią same za siebie. Tylko nieco mniejsza powinna być próba dla rzetelnego zweryfikowania wyników Durante.
Rezultaty jej publikacji były na tyle fascynujące bądź podejrzane, że inny zespół badaczy postanowił powtórzyć jej badanie co w fachowym języku nazywa się replikacją. Z grubsza autorzy owej replikacji (Isabel Scott i Nicholas Pound ) powtórzyli metody użyte przez Durante na większej grupie kobiet (ok. 750) i stosując bardziej restrykcyjne metody określania fazy płodnej cyklu menstruacyjnego. I co? I nic… Nie udało się im zademonstrować ani jednego z opisywanych efektów. Polityczny konserwatyzm czy liberalizm pozostawał bez związku z tym, w którym dniu cyklu była kobieta, czy była płodna czy nie oraz czy pozostawała w związku czy też była samotna.
Niebezpieczne implikacje źle przeprowadzonego badania
Badania z zakresy psychologii ewolucyjnej mają tą wadę czy może zaletę, że bardzo łatwo przenikają do mediów. Ich wyniki są zwykle atrakcyjne, dotyczą chwytliwych tematów i nie wymagają używania bardzo specjalistycznego słownictwa. Nie inaczej stało się w przypadku wyników badania Durante. Wkrótce po ich publikacji zaroiło się od prasowych artykułów, wywiadów, polemik i opinii. Jeden z głównych kanałów amerykańskiej telewizji, CNN zamieścił na swej stronie artykuł, w którym między innymi donosił, że "szanse kandydatów w wyborach prezydenckich mogą zmieniać się w zależności od czegoś na co sami kandydaci nie mają kompletnie wpływu czyli od cyklu owulacyjnego kobiety". Cytował również wypowiedź samej Durante, która miała stwierdzić, że "w trakcie owulacji kobiety czują się bardziej seksowne i dlatego skłaniają się do bardziej liberalnych poglądów politycznych (na przykład w zakresie prawa do aborcji i równych praw małżeństw homoseksualnych). Mężatki czują to samo, ale skłaniają się bardziej w stronę konserwatywnych poglądów, by zagłuszyć swoją "hormonalną motywację do zdrady" (tłumaczenie własne). Ujmując rzeczy prościej można stwierdzić, że po pierwsze każda mężatka to religijna konserwatystka. Po drugie każda mężatka marzy o tym by zdradzić, ale większość boi się tego zrobić, więc wymyśla sobie konserwatywne poglądy, które je przed tym bronią. Kobiety są rozwiązłe ze swej natury, a wszystko to w imię mechanizmów ewolucyjnych. Artykuł sugerował, że kobiety nie posiadają zdefiniowanych poglądów politycznych ani religijnych. Opinie i poglądy dyktują im jajniki. A stąd już prosto do wniosku, że głosy wyborcze kobiet mają ograniczoną wartość.
Nietrudno się domyśleć, że takie stwierdzenia opublikowane na łamach jednego z głównych mediów amerykańskich wywołały w internecie burzę. Redakcja CNN w końcu poszła po rozum do głowy i artykuł oficjalnie zdjęła. Zastępując go informacją o treści jak na obrazku. Przytomni komentatorzy zachowali oryginalną treść tego artykułu. Można ją przeczytać na przykład tutaj. Smrodek pozostał.
Wątek ograniczonej wiarygodności, inteligencji czy racjonalności kobiecych zachowań, decyzji i działań stale przetacza się przez dyskurs polityczny (patrz Korwin- Mikke), społeczny (patrz konferencja La donna e mobile) a nawet naukowy. Ciekawe, że mimo znacznie większej liczby dowodów na związek stężeń testosteronu z zachowaniami mężczyzn, racjonalności ich wyborów politycznych nikt nie kwestionuje.
No więc Drogie Czytelniczki, w którym dniu cyklu menstruacyjnego byłyście w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich, hę?
Cytowana literatura:
1. Durante, K. M., Rae, A.,
& Griskevicius, V. (2013). The Fluctuating Female Vote Politics,
Religion, and the Ovulatory Cycle. Psychological Science, 0956797612466416.
2. Hone, L. S., &
McCullough, M. (2015). Sexually selected sex differences in
competitiveness explain sex differences in changes in drinking game
participation. Evolutionary Psychology, 13(2), 397-410.
3. Navarrete, C. D.,
McDonald, M. M., Mott, M. L., Cesario, J., & Sapolsky, R. (2010).
Fertility and race perception predict voter preference for Barack Obama.
Evolution and Human Behavior, 31(6), 394-399.
4. Scott, I. M., & Pound, N. (2015). Menstrual cycle phase does not predict political conservatism. PLOS ONE, on-line 29.04.2015
Socjologia czy psychologia ewolucyjna bywają zabawne, ale publikowanie w punktowanych czasopismach wniosków formułujących jakieś kategoryczne sady na próbach jak z badań medycznych to jest jakiś żart..
OdpowiedzUsuńI to zupełnie abstrahując od odwiecznego naukowego konfliktu między socjologami ewolucyjnymi i socjologami gender.
Zdecydowanie się zgadzam. Sporo osób, które zawodowo zajmują się cyklem menstruacyjnym, owulacją i hormonami cyklu było oburzonych po opublikowaniu tych wyników (zwłaszcza Durante i wsp.). Prasa oczywiście od razu podchwyciła temat bo wyniki ukazały się w okolicy elekcji.
UsuńNie bardzo mogę zrozumieć w jaki sposób w środowisku psychologów ewolucyjnych (nie mogę powiedzieć, że w całym) możliwe jest wypieranie wiedzy na temat fizjologii cyklu menstruacyjnego.
Powiem złośliwie - może jej nie posiadają ..
UsuńTo jest problem z ewolucyjnymi naukami społecznymi, że często biorą się za nie ludzie bez przygotowania biologicznego", bo produkują głośne hipotezy właśnie..
Dużo łatwiej i mniejszym kosztem (mówię to jako socjolog) biologowi opanować socjologię w stopniu wystarczającym do stawiania hipotezy niż socjologowi biologię :)
Ale nie powiem, są niektórzy całkiem sensowni psychologowie ewolucyjni. Na przykład Dario Maestripieri albo Robert Sapolsky. Tylko oni się raczej niechętnie nazywają psychologami ewolucyjnymi. A tak z ciekawości zapytam skoro siedzisz w tym socjologicznym poletku, czy są jacyś sensowni socjologowie ewolucyjni?
OdpowiedzUsuńNiestety nie jestem w stanie pomóc.. bo uznałem, że nie ma, i dlatego mimo, że parę rzeczy mnie kusi w tym kierunku, to nie śledzę go od wielu lat.
UsuńTe sensowne studia, które widziałem dotyczyły szympansów a nie ludzi
Psychologia ewolucyjna nie budzi we mnie zaufania z naukowego punktu widzenia. Dokładnie z tego powodu, o którym Pani pisze - nie da się przeprowadzić powtarzalnych eksperymentów w kontrolowanych warunkach. Wszystko sprowadza się do prób wyjaśniania zjawisk ex post. Pop-psychologia ewolucyjna propagowana w mediach to już w ogóle narzędzie ideologiczne. Pisałam o tym kiedyś: http://jedyniesluszne.blox.pl/2012/08/Teoria-ewolucji-w-sluzbie-konserwatyzmu.html
OdpowiedzUsuńNatomiast prawdopodobnie nie należy wylewać dziecka z kąpielą, jeśli chodzi o sam wpływ hormonów na psychikę. Kobiety zażywające tabletki antykoncepcyjne stosunkowo często cierpią na depresję jako skutek uboczny (często nie wiedzą, że to skutek tabletek). O ile dobrze kojarzę, to chyba musi mieć związek ze zwiększonym poziomem progesteronu. Podobnie jak w poowulacyjnej fazie cyklu. Osobiście potrafię zaobserwować obniżenie nastroju skorelowane z cyklem. Tak samo potrafię zaobserwować zwiększenie zainteresowania mężczyznami w fazie wysokiego poziomu estrogenu. Myślę, że wiele kobiet by to potwierdziło.
Oczywiście stąd daleko jest to stawiania tez, że kobiety chętniej wybiorą przystojnego prezydenta, gdy są w fazie płodnej. To by zakładało, że hormony biorą górę nad racjonalnością. Tak samo mało uzasadnione są tezy, że zainteresowanie kobiet skupia się na mężczyznach o wysokim statusie materialnym i społecznym. Na atrakcyjność mężczyzny składa się wiele rzeczy i akurat trudno powiedzieć, czy chodzi o wysoki status, skoro jest problem z jego zdefiniowaniem. Nie dla każdej kobiety w każdej kulturze wysoki status oznacza to samo. Jest też coś tendencyjnego w tym usilnym zaprzeczaniu, jakoby atrakcyjność fizyczna mężczyzny była ważna dla kobiet.
Tak że chciałam powiedzieć, że cykl hormonalny raczej ma możliwy do zmierzenia wpływ na stan psychiczny kobiety, ale "możliwy do zmierzenia" to nie znaczy przezwyciężający zachowania racjonalne. Ani nie znaczy to, że ma sens doczepianie do tych zjawisk wyjaśnień psycho-ewo.
Jestem bardzo daleka od wylewania dziecka z kąpielą. Sama prowadzę takie badania ale staram się to robić metodami, które są nieco bardziej "odpowiedzialne" i wiarygodne. Co do atrakcyjności fizycznej, nie do końca wiem o czym mówisz kiedy twierdzisz, że jest coś tendencyjnego w usilnym zaprzeczaniu jakoby atrakcyjność fizyczna była ważna. Jest ważna ale też nie przeceniajmy jej ważności. Wystarczy popatrzeć na ulicę by przekonać się, że nie każda kobieta wychodzi za maksymalnie atrakcyjnego mężczyznę. Eksperymenty laboratoryjne z gapieniem się na zdjęcia mało się mają do rzeczywiście dokonywanych wyborów. Jasnym jest, że ładna buzia będzie się wszystkim podobać bardziej niż mniej ładna buzia ale to nie dowodzi niczego. A co do zmian nastroju w trakcie cyklu to polecam wpis "Zbrodnia to niesłychana".
Usuń"nie do końca wiem o czym mówisz kiedy twierdzisz, że jest coś tendencyjnego w usilnym zaprzeczaniu jakoby atrakcyjność fizyczna była ważna"
UsuńRzeczywiście, nie wyraziłam się całkiem precyzyjnie, bo nie napisałam, kto usilnie zaprzecza. Oczywiście nie miałam na myśli ciebie. Był to skrót myślowy, bo chodziło mi o środowiska konserwatywne i dość częste przeświadczenie wśród społeczeństwa np. polskiego. Nieraz w mediach czytam wypowiedzi (mężczyzn!), że mężczyzna wcale nie musi być atrakcyjny, byle był zasobny i jest to podlewane tą właśnie pop-psycho-ewolucją. Ale to już dyskusja wkraczająca w sferę psychologii.
Niezwykle interesujący wpis, psychologia zawsze mnie fascynowała.
OdpowiedzUsuń