Zbrodnia to niesłychana czyli o zbrodni, hormonach i PMS

Zbrodnia to niesłychana,
Pani zabija pana;
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na łączce przy ruczaju,
Grób liliją zasiewa,
Zasiewając tak śpiewa:
Rośnij kwiecie wysoko,
Jak pan leży głęboko;
Jak pan leży głęboko,
Tak ty rośnij wysoko.

Adam Mickiewicz, Lilije, Ballady i Romanse, 1822 



Rośnij kwiecie wysoko, jak Pan leży głęboko.
Plakat ze spektaklu 
Ballady i romanse czyli cztery opowieści o miłości
Teatr Groteska w Krakowie
Znacie tą balladę Mickiewicza? Odkąd pamiętam zastanawiało mnie dlaczego ona właściwie męża zabiła. No bo rozumiem, że zdradziła ale przecież istnieją tysiące sposobów by sprawę zatuszować, przyznać się do występku, partnera przeprosić. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi wychowanie nieletniego potomstwa, posiadanie zamku, służby i tym podobnych uciech.
Nie tylko rozsądek ale i statystyki przemawiają przeciw Wieszczowi. To mężczyźni a nie kobiety znacznie częściej mordują lub krzywdzą swoich bliskich. Według danych Fundacji Dzieci Niczyje ofiarami przemocy domowej w Polsce ponad 10-cio krotnie częściej są kobiety niż mężczyźni. W roku 2002 ofiarami przemocy w domu było prawie 67 000 kobiet i tylko  niecałe 6000 mężczyzn. Przerażające, najświeższe statystyki mówią, że rokrocznie w wyniku przemocy domowej ginie w Polsce  aż 150 kobiet, czyli co tydzień trzy. W Republice Południowej Afryki z tego samego powodu kobieta ginie średnio co 8 godzin. Reeva Steenkamp zastrzelona przez swojego narzeczonego Oscara Pistoriusa w Walentynki 2013 roku była statystycznie rzecz biorąc jedną z trzech zabitych tego dnia przez partnera kobiet w RPA.


Co więc sprawia, że Pani zabija Pana? Czy hormony mogą mieć coś z tym wspólnego?


Zbrodnia to niesłychana

16 grudnia 1980 Christine English, 36-letnia Brytyjka, matka dwóch nastoletnich synów postanowiła definitywnie zakończyć swój romans z  Barrym Kitsonem. Poraz kolejny musiała odebrać go z pubu, w którym lubił podnosić sobie procentową zawartość alkoholu we krwi. Kiedy dotarła na miejsce okazało się, że ukochany jest w wyjątkowo złym nastroju. Wybuchła awantura w trakcie, której Barry pobił ją. Kiedy obydwoje w końcu wyszli z pubu zdesperowana kobieta wsiadła do samochodu i najechała na kochasia przygwożdżając go do telegraficznego słupa. Barry tego nie wytrzymał i skończył w kostnicy. Christine sama zgłosiła się na policję a w trakcie śledztwa przyznała, że nie miała zamiaru zabijać kochanka. Chciała mu po prostu dać nauczkę.


Wyrok

PMS w domu i zagrodzie. Rysunek Allana Sandersa
Sensacyjny wyrok w słynnej sprawie R vs English zapadł dwa lata później. Christine English została uniewinniona. W trakcie procesu przedstawiono dowody ekspertów z zakresu medycyny i psychiatrii świadczące o tym, że kobieta cierpiała na syndrom napięcia przedmiesiączkowego, który popchnął ją do dokonania zabójstwa w stanie ograniczonej poczytalności. Christine zasądzono rok w zawieszeniu i zabroniono jej prowadzenia samochodu. 
I nie był to jedyny taki wyrok. Zaledwie dzień wcześniej zapadł podobny, uniewinniający wyrok w sprawie Sandie Smith, londyńskiej barmanki, która najpierw śmiertelnie ugodziła nożem swoją koleżankę z baru a potem groziła nożem policjantowi. Podobnie jak w przypadku Christine powodem uniewinnienia była diagnoza syndromu napięcia przedmiesiączkowego (PMS). 
W obu przypadkach medycznych dowodów w sprawie dostarczyła dr Katharina Dalton, której badania nad związkiem przestępczości kobiet z miesiączką przyczyniły się do wprowadzenia do brytyjskiego systemu  PMS-u jako okoliczności łagodzącej w orzecznictwie sądowym. Doktor Dalton opisała 3 symptomy PMS, które według niej występują najczęściej u kobiet popełniających wykroczenia: głęboka depresja i związane z nią poczucie beznadziei i bezużyteczności, zachwiane poczucie dobra i zła, nadmierna drażliwość prowadząca do nagłych zmian nastroju i kompletnej utraty poczucia kontroli,  a nawet krótkotrwała psychoza powodująca halucynacje, paranoję oraz utratę pamięci.

Diabelski PMS

Siedmiu krasnoludków PMS-u. Źródło
Syndrom napięcia przedmiesiączkowego popularnie zwany PieMeSem (Premenstrual Syndrome) to zespół objawów natury psychicznej i fizycznej występujących w okresie 7-10 dni poprzedzających miesiączkę i zanikających do 5 dni po jej rozpoczęciu. Nierozerwalnie połączony jest z owulacją. Nie ma owulacji, nie ma PMS! Zespół ten obejmuje kilkanaście (według niektórych źródeł nawet 200) objawów, z których najważniejsze to: agresja, drażliwość, płaczliwość, huśtawka nastrojów, bóle głowy, pleców i piersi, uczucie ciężkości i puchnięcia, senność i ogólne zmęczenie. I chociaż w systemie klasyfikacji chorób ICD10 nie wymienia się PMS jako odrębnej jednostki lekarze diagnozują go na podstawie występowanie co najmniej pięciu z objawów w trakcie conajmniej dwóch kolejnych cykli menstruacyjnych. Według różnych szacunków PMS dotyka od 20 do 80% kobiet. Rozbieżność olbrzymia bo kryteria diagnostyczne i narzędzia pomiarowe są liczne i nie do końca ujednolicone. Skrajną postacią syndromu napięcia jest PMDD (premenstrual dysphoric disorder), który dotyka nawet około 8% kobiet. W przypadku tego zaburzenia normalne funkcjonowanie pacjentek nie jest możliwe i konieczne jest zastosowanie leków przeciwdepresyjnych lub  doustnych środków antykoncepcyjnych zawierających progestageny (pochodne progesteronu).

Z PMSem przez wieki

Prasowa kariera PMSu rozpoczęłam się dopiero w latach 50tych XX w., kiedy to przeprowadzono pierwsze systematyczne i w miarę rzetelne jego badanie. Jednak opisy symptomów, jako żywo przypominających te związane z PMSem, napotkać można już w dziełach z epoki renesansu. Ich rozumienie związane jest mocno ze sposobem w jaki ówcześni naukowcy definiowali menstruację.
Mniej więcej do połowy XVI w. menstruację rozumiano jako sposób na oczyszczenie organizmu. Ciało kobiety, na skutek zimnej i wilgotnej konstytucji, miało skłonność do stałego gromadzenia prymitywnej i grzesznej materii. Jeśli do zapłodnienia doszło materia ta była wykorzystywana jako substrat dla działania spermy formującej przyszłe życie. Jeśli zaś do zapłodnienia nie doszło, siła macicy wydalała złą materię na zewnątrz. Był to więc sposób na oczyszczenie organizmu. Opóźnienie lub zaburzenie tego procesu miało mieć poważne a często i śmiertelne konsekwencje dla kobiety. Nic więc dziwnego, że w okresie poprzedzającym menstruację Panie uskarżały się na "duszenie" (sic!) przez macicę, w której kumulowała się owa grzeszna i jadowita materia. Kobiety bladły tracąc swe naturalnie kraśne kolory i odczuwały słabość, która ustępowała gdy cały diaboliczny materiał opuścił ich ciało. Stosowano również rozmaite zabiegi by przyspieszyć opuszczenie ciała przez jadowitą materię takie jak upuszczanie zatrutej krwi z opuchniętych rejonów ciała.
Upuszczanie jadowitej krwi menstruacyjnej. Źródło


Po roku 1550 ideę akumulacji diabolicznej materii stopniowo zastępować zaczęło przekonanie, że kobiety mają zdolność do comiesięcznego gromadzenia nadmiaru czystej i nieskażonej krwi. Powodem tego gromadzenia miał być bardziej osiadły w stosunku do mężczyzn tryb życia. W trakcie ciąży ten zapas krwi (lub jej najbardziej wartościowa część) służyć miał odżywianiu płodu a w trakcie okresu karmienia kierowany miał być do piersi by tam zamienić się w mleko. Gdy do ciąży nie dochodziło nadmiar krwi musiał zostać wydalony tak by nie dopuścić do nadmiernego nagromadzenia krwi i nadęcia całego ciała. Menstruacja była  konsekwencją zwiększania się ciśnienia w naczyniach macicy, które w końcu pękały uwalniając krew. Skoro menstruacja nie niosła już ze sobą diabolicznych i jadowitych płynów kobiety nie musiały już odczuwać tak drastycznych objawów związanych z gromadzeniem się krwi. Te które odczuwały bóle głowy, bóle brzucha, palpitacje serca i tym podobne objawy musiały więc według ówczesnych badaczy posiadać krew o bardzo specyficznych właściwościach - zanieczyszczoną, zagęszczoną i ostrą, nie w smaku ale w swych fizycznych właściwościach...  
Na przełomie wieku XVII i XVIII rozwinęła się kolejna ciekawa hipoteza dotycząca menstruacji. Otóż według jej wyznawców powodem miesiączki była zachodząca, w macicy lub w całym ciele, fermentacja krwi, żółci i surowicy. Rolą menstruacji miało być oczyszczenie organizmu ze szkodliwych produktów owej fermentacji a przedmiesiączkowe dolegliwości miały być wyrazem nagromadzenia jej produktów. Według holenderskiego lekarza tego okresu Hendrika Snellena  dolegliwości przedmenstruacyjne występować miały prawie u wszystkich kobiet. Przyjmowały w dodatku dramatyczne formy konwulsji, duszących skurczów klatki piersiowej oraz straszliwych bóli. Podkreślano także występowanie objawów gorąca, pieczenia i swędzenia jako rezultatów gromadzenia się fermentującej materii.
Wreszcie w wieku XVIII menstruację zaczęto postrzegać jako zjawisko specyficzne i związane z rozrodczą funkcją macicy. Opisywano ją początkowo jako okresową "erekcję" lub "orgazm" ściągający krew do macicy celem jej usunięcia. W końcu zaś połączono z funkcją jajników i objaśniono jako nerwowy odruch powstający na skutek podrażnienia jajników i macicy przez rozrastające się pęcherzyki jajnikowe. Taka "podrażniona macica" powodować miała cały szereg różnego rodzaju objawów jak na przykład kolka macicowa (menostasis definiowana przez XIX wieczny Dictionaire of des Sciences Medicales) występująca na skutek skurczów włókien macicy, na 12 do 15 godzin przed rozpoczęciem krwawienia miesiączkowego. Na zewnątrz objawiać się mogła w postaci podkrążonych, pozbawionych blasku oczu czy pogłębionych zmarszczek. Mózg zaś miał być organem, najbardziej dotkniętym comiesięcznym podrażnieniem macicy. Opisywano rozmaite objawy natury psychologicznej: nerwowe podekscytowanie, zmiany nastroju, obniżoną sprawność intelektualną, niezwykłą kapryśność, słabość, senność, smutek i lęk. Nade wszystko kobiety przed menstruacją charakteryzować miało rozdrażnienie, niecierpliwość i pyskatość z byle powodu. Zgadza się? Zgadza, zgadza.....

Czy hormony winne?

Poziomy progesteronu u kobiet z wysoko (High Luteal AI -trójkąciki)
i nisko (Low Luteal AI -kółeczka) nasilonymi objawami agresji/irytacji
w tygodniu poprzedzjącym wystąpienie miesiączki.
Ziomkiewicz i wsp. 2012
Mimo, że obecne poglądy na cykl menstruacyjny znacznie bliższe są fizjologicznej prawdzie, PMS ciągle pozostaje zagadką. Nie jest wciąż jasne dlaczego niektóre kobiety doświadczają mniej lub bardziej nasilonych dolegliwości około menstruacyjnych. Nie ma też zgody co do tego czy objawy przedmenstruacyjne to normalne następstwo fizjologicznych zmian czy raczej rodzaj patologii. Wyniki badań kliniczno-kontrolnych czyli takich, które porównują kobiety u których zdiagnozowano PMS lub PMDD z kobietami zdrowymi nie dostarczają dowodów na spektakularne różnice biologiczne pomiędzy tymi dwoma grupami. Kobiety z PMS lub PMDD nie są ani starsze ani młodsze, ani chudsze ani grubsze, ani mniej ani bardziej nerwowe. Charakteryzuje je jedno, czego na oko wykryć się nie da: mają inne poziomy hormonów reprodukcyjnych i ich metabolitów. Zwłaszcza zaś jednego allopregnanolonu (ALLO). ALLO powstaje w cyklu metabolicznych przemian progesteronu (hormonu wytwarzanego w lutealnej fazie cyklu menstruacyjnego) i jest modulatorem receptorów kwasu γ-aminomasłowego (GABA) - neuroprzekaźnika o działaniu hamującym w całym układzie nerwowym. Allopregnanolon (ale również inne modulatory GABA takie jak benzodiazepiny, barbiturany i alkohol) oddziałując na receptory GABA A wywierając działanie uspokajające, przeciw-drgawkowe i przeciwlękowe ale dzieje się tak wtedy gdy jego stężenia są wysokie. W przypadku stężeń niskich lub średnich efekt jest odwrotny. W ciele migdałowatym mózgu (głównym ośrodku odpowiedzialnym za powstawanie lęku) przy niskim stężeniu allopregnanolu obserwuje się wysoką aktywność podobną do tej, która występuje w trakcie reakcji lękowych. Tak więc kobiety, u których stężenie allopregnanolonu (a więc i progesteronu), w lutealnej fazie cyklu jest niskie będą dotkliwiej odczuwać symptomy PMS niż kobiety u, których stężenie te pozostają wysokie. Teoretyczne dywagacje wspierają obserwacje. Z przebadanych przez nas polskich kobiet, u tych u których obserwowaliśmy najniższe stężenia progesteronu w trakcie całej fazy lutealnej odnotowywaliśmy też największe nasilenie przedmenstruacyjnych objawów: zmęczenia i agresji/irytacji.


Sensowny czy nonsensowny PMS?
Naukowcy jak to naukowcy, oprócz tego, że pracują nad fizjologicznymi mechanizmami powstawania PMSu to jeszcze zastanawiają się nad tym czy ma on jakiś głębszy (ukryty?) sens. Czy w toku ewolucji kobiety doświadczające przedmenstruacyjnej gorączki mogły odnosić z tego powodu jakieś korzyści? Na chłopski rozum to mało prawdopodobne bo kto może czerpać benefity z tego, że przez tydzień na przemian płacze, śmieje się i wrzeszczy? No ale wiemy, że biologia bywa podchwytliwa a to co na pozór szkodliwe a przynajmniej nieprzyjemne (np. gorączka) bywa bardzo pomocne (wysoka temperatura ciała pomaga niszczyć bakterie). Doszukiwano się więc i w PMSie pozytywnych stron. Sądzono na przykład, że objawy PMS są u kobiety konsekwencją braku zapłodnienia (uwielbiamy być zapładniane więc jeśli się to nie wydarza puszczają nam nerwy). Mężczyznę symptomy PMS powinny więc informować o tym, że powinien bardziej gorliwie starać się w następnym cyklu. Na taki pomysł wpadli i go opublikowali, w roku 1974, Rosseinsky i Hall. Albo, że kobieta PMSem odstrasza mężczyznę, który w dotychczasowym związku nie sprawdził się jako partner i dawca zdrowego nasienia dającego początek nowemu życiu (twoje plemniki są jakieś trefne więc spadaj na drzewo pompować liście). To z kolei wymyślili i opublikowali w tym samym roku Morriss i Keverne a ostatnio  nieco przerobił Gillins. Obie hipotezy zasadzają się na jednej i tej samej koncepcji: niezależnie od wszystkiego kobieta dąży do tego by w płodnym cyklu ją zapłodnić! Problem polega na tym, że jeden płodny cykl nie załatwi późniejszych 9 miesięcy ciąży i rocznego karmienia piersią. Żeby dać się zapłodnić trzeba mieć warunki! Zwłaszcza te energetyczne. Mając na względzie tą wiedzę przychylam się raczej do poglądu, że występowanie objawów PMS to naturalna konsekwencja zmieniających się stężeń hormonów i trzeba jakoś z tym żyć. Podobnie jak z porodowym bólem, objawami menopauzy, zmarszczkami i innymi, tym podobnymi urokami życia kobiecego.

Cytowana literatura:
O kryminalnych aspektach PMS przeczytać można w artykule:
Grose, N. R. (1998). Premenstrual Dysphoric Disorder as a Mitigating Factor in Sentencing: Following the Lead of English Criminal Courts. Val. UL Rev.33, 201. link
O historii naukowych poglądów na temat menstruacji i PMS można poczytać w artykule:
Stolberg, M. (2000). The monthly malady: a history of premenstrual suffering.Medical history44(3), 301. link
O hormonach reprodukcyjnych, allopregnanolonie i PMS można poczytać w artykule:
Bäckström, T., Haage, D., Löfgren, M., Johansson, I. M., Strömberg, J., Nyberg, S., ... & Bengtsson, S. K. (2011). Paradoxical effects of GABA-A modulators may explain sex steroid induced negative mood symptoms in some persons. Neuroscience191, 46-54. link
O badaniach naszego zespołu nad związkiem poziomów progesteronu i występowaniem symptomów można poczytać tutaj:
Ziomkiewicz, A., Pawlowski, B., Ellison, P. T., Lipson, S. F., Thune, I., & Jasienska, G. (2012). Higher luteal progesterone is associated with low levels of premenstrual aggressive behavior and fatigue. Biological psychology91(3), 376-382. link
O hipotezach dotyczących ewolucyjnego wyjaśnienia występowania PMS można poczytać tutaj:
Gillings, M. R. (2014). Were there evolutionary advantages to premenstrual syndrome?. Evolutionary Applications7(8), 897-904. link

Komentarze

  1. Męczyłam się strasznie z pms. Ból brzucha, piersi, problemy ze snem, rozkojarzenie, zmęczenie, brzuch jak balon..
    Ale od 3 miesięcy stosuję krem z naturalnym progesteronem Progestella PMS i powoli wszystko wraca do normy, czyli ból się zmniejszył i to znacznie, miesiączka jak w zegarku, nie zatrzymuje mi się woda w organizmie i nie mam takich huśtawek nastroju jak kiedyś (płaczliwość). W końcu jakiś lekarz zareagował na moje problemy, choć bywało, że traciłam już wiarę i myślałam, że będzie mnie to czekało do menopauzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiki zazdroszczę Ci ze znalazłaś coś dla siebie ja ciągle szukam , poczytam o progesteronie, Progestelli może spróbuję , ciekawe ze w kremie, pozdrawiam .Mam dość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd Pani jest? Może uda mi się Panią skierować do kogoś sensownego kto Pani pomoże...

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa notka!
    Mam pytanie. Kiedyś zdarzyło mi się napisać w internecie w jakiejś dyskusji rzecz może nie do końca przemyślaną. Otóż wydawało mi się, że jeśli pogorszenie nastroju związane jest ze wzrostem progesteronu w fazie lutealnej, to podobne pogorszenie nastroju nastąpi też w ciąży. Bo przecież wtedy właśnie cały czas jest wysoki progesteron. Czy tak jest rzeczywiście? I czy to trwa przez całą ciążę? Bo z tej notki być może można by wyciągnąć wniosek, że w ciąży jest już na tyle wysokie stężenie progesteronu, że przestaje mieć działanie pogarszające nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  4. To raczej niskie stężenia progesteronu w fazie lutealnej związane były z wystąpieniem bardziej nasilonych objawów w naszej próbie kobiet wiejskich i miejskich. W trakcie ciąży z tego co mi wiadomo depresja raczej nie występuje (albo występuje rzadko). Objawy lękowe, zdenerwowanie są raczej niższe niż w okresie poza ciążą. Kobiety odczuwają zmęczenie i senność ale to na skutek podniesionego generalnie metabolizmu energii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz sobie jeszcze do tego artykułu o cechach temperamentalnych w trakcie ciąży: http://informahealthcare.com/doi/abs/10.3109/09513590.2014.943722

      Usuń
  5. Bardzo interesujący wpis, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie, że opisujesz takie sprawy, to bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawie się czytało. Super temat.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Owuluję czy nie owuluję? Oto jest pytanie...

Klątwa menotoksyny

Efekt borsuka czyli czy można zajść w ciążę w ciąży?